Wspomnienia

 

Wspomnienia

Marona Stanisław „Basza” – „Wilk”.

W naszej okolicy (Rudawa, Krzeszowice, Zabierzów) głównym organizatorem konspiracji w początkowej fazie okupacji niemieckiej był Jan Kowalik z Niegoszowic, student 4-go roku Uniwersytetu Jagiellońskiego członek Organizacji Narodowej (Romana Dmowskiego) w Krakowie. Jan Kowalik początkowo członek ZWZ (Związek Walki Zbrojnej) u kpt. Feliksa Cebuli ps. „ Szczęsny”, dowódcy kompanii, który werbował do walki konspiracyjnej byłych wojskowych, dość szybko przeszedł do NOW (Narodowa Organizacja Wojskowa) i był głównym organizatorem NOW na terenie powiatu Chrzanów. On odbierał przysięgę od „Radwana” – Gędłek Władysław i „Aleksandra” – „Tatara” Ślusarczyk Karol.

Później „Radwan” został dowódcą organizacyjnym NOW na powiat Chrzanów, dowódcą wojskowym był por. Baster Stefan ps. „Znicz” który aresztowany przez gestapo zginął w obozie koncentracyjnym w Auschwitz.

Aleksander” przeszkolenie wojskowe odbył przed wojną w PW, do wojska miał szczególne upodobania i talent. Jeszcze przed scaleniem NOW w AK, przyjął ps. „Tatar” używany tylko w dywersji, prowadził akcje szkoleniowe i bojowe. Niedługo potem teren powiatu Chrzanowskiego się skurczył, przez przesunięcie granicy GG z Rzeszą do Dulowej. Ja sam spotkałem „Aleksandra” w dwóch odprawach organizacyjnych będąc w obstawie.

Jako „Tatara” poznałem go bliżej wiosną 1943 roku w lasach koło Kleszczowa, gdzie wezwany człowiek z Balic został osądzony i rozstrzelany (byłem tylko w obstawie – na czujce. Później naturalnie poznaliśmy się bardzo dobrze gdy po scaleniu z AK objął funkcję dowódcy Dywersji Obwodu Krzeszowice. Szczególnie w akcjach bojowych na terenach włączonych do Rzeszy. Niezapomniana również akcja dobywania broni z grobowca na cmentarzu w Krzeszowicach przy ustawicznych patrolach niemieckich. Sam cieszyłem się u „Tatara” dość dużym zaufaniem, zwykle chodziłem obok niego z automatem MP.

Józef Kłeczek „Polimer”- „Skiba” po scaleniu z AK (weszła z NOW dość duża grupa) został mianowany przez „Żubra” oficerem do specjalnych poruczeń. Z poleceń „Żubra” brał udział w wielu akcjach zbrojnych które prowadził „Tatar” względnie w Oddziale Dywersji Lokalnej. Był jednym z nielicznych którzy do końca odbierał przysięgę nowych członków AK.

Tatar” był również dowódcą patrolu wyrokowego (2-6 osób). Prowadził akcje wyrokowe tam gdzie zagrażało duże niebezpieczeństwo, gdzie był wyrok śmierci. Inne wyroki (dość liczne) dyscyplinarne ( 25 batów na goły tyłek) dokonywaliśmy bez „Tatara”. „Tatar” również zaakceptował nasz lokalny Oddział Dywersyjny, z zastrzeżeniem że ludzie z tego oddziału będą także do Jego dyspozycji, na każde wezwanie.

Obydwaj z „Tatarem” mieliśmy otrzymać „Krzyże Walecznych” za zdobycie planów linii obronnych koło Krzeszowic, na łączniku wiozącym te plany do komendy niemieckiej w Krzeszowicach. Wniosek od „Żubra” poszedł do Krakowa, ale wobec szybko postępującej ofensywy wojsk sowieckich nie pytaliśmy o rezultat.

Nieraz sobie myślałem, co by było gdyby „Tatar” nie zginął w końcu okupacji niemieckiej i doczekał sowietów w Polsce. Na pewno działał by dalej, nie idąc do ujawnienia w 1945 roku , albo tak jak „Skiba” ujawnił się i działał dalej.

O śmierci „Tatara” różne są wersje. Rozmawiałem z jednym z naszych kolegów z tej wsi, który rzekomo był w miejscu tragedii już po ½ godz. i oglądał zabitego. Powiada że miał tył głowy rozwalony, co by wskazywało że sam sobie ostatnim nabojem strzelił w głowę. Inni mówili że po ucieczce swego kolegi został przez Niemców (specjalny oddział przeciw partyzancki stacjonujący w szkole w Paczółtowicach) postrzelony w brzuch i nogi a potem w głowę. Ja sam wierzę w pierwszą wersję, że sam nie mogąc uciekać, ciężko ranny strzelił sobie w głowę nie chcąc żywcem dostać się w ręce niemieckie. Wszak zawsze mówił nam w dywersji; nie można żywcem dostać się w ręce niemców, należy wybrać śmierć.

Tutaj nie trudno mi wspomnieć jedną z naszych akcji na terenie Rzeszy koło Trzebini. W odskoku od obiektu który nie udało nam się zdobyć (żelbetowy bunkier), kiedy kule ze świstem przelatywały koło nas, a wcześniej huk granatów, po przebiegnięciu około 150 m. leżąc w tyralierze na roli za miedzą, stwierdziliśmy że nie ma jednego z nas mianowicie „Skiby”. „Tatar” zwrócił się do mnie i powiada, musimy się wrócić, zobaczyć co z naszym kolegą, o ile lekko ranny to pomóc się zabrać, o ile ciężko ranny to dobić by żywy nie dostał się w ręce niemców. Już miała paść komenda, z powrotem do ataku, gdy zobaczyliśmy w świetle księżyca jak ktoś biegnie w naszą stronę. Był to właśnie „Skiba”. Nie mógł wcześniej przez zasieki z nami się zabrać gdyż w pobliżu niego spadł granat i syczał, jak zwykle przed wybuchem. Musiał poczekać z twarzą w ziemi by granat wybuchł, na szczęście odłamki przeszły ponad nim, wówczas dopiero pobiegł za nami.

Po wojnie i ujawnieniu się w 1947 roku gdy stawałem przed wojskową komisją poborową, gdzie stojąc w stroju Adama przed obliczem komisji, członek komisji z UB powiedział „patrzcie to jest ten bandyta „Wilk”.

Później w 1949 roku zostałem powołany do 12 p.p. na tzw. ćwiczenia oficerskie. Znalazłem się tam wśród podchorążaków i oficerów przedwojennych, między innymi był ze mną Andrzej Spyra z Rudawy, przedwojenny p.por. a z okupacji do lipca 1943 roku, d-ca plutonu NOW – AK w Rudawie, później w obozie w Auschwitz.

Pchor. „Basza” – „Wilk” Marona Stanisław.

Wspomnienia wypisane z korespondencji do Bazarnika Władysława.